W tym roku obchodzimy 175. rocznicę Powstania Tkaczy Sowiogórskich oraz 75. rocznicę wystawienia w bielawskim Teatrze Robotniczym sztuki Gerharta Hauptmanna Tkacze. Szczegółowe wiadomości dotyczące Powstania Tkaczy Sowiogórskich możemy odnaleźć w książce o tym samym tytule autorstwa Krzysztofa Pludry, wydaną przez Towarzystwo Przyjaciół Bielawy i Urząd Miejski w Bielawie w 2004 roku. W tym samym roku na Placu Wolności wystawiony został kamień upamiętniający wydarzenia z 1844 roku.

Kamień pamiątkowy na Placu Wolności w Bielawie wystawiony w 2004 r. Napis głosi: W tym miejscu rozegrał się
w 1844 roku ostatni akt powstania tkaczy śląskich. W 160-tą rocznicę tych zdarzeń,
upamiętniamy ten fakt dla potomnych.
Dlaczego doszło do powstania tkaczy śląskich? Trzeba wrócić do historii rozwijającego się na Dolnym Śląsku przemysłu włókienniczego. Do pierwszej połowy XVIII wieku na naszych ziemiach dominował przemysł lniany. Mimo lokalnej produkcji przędzy, znaczną jej ilość trzeba było sprowadzać z zagranicy. Tkacze uzależnieni byli zarówno od sprzedawcy przędzy, jak i kupców, którzy, zwłaszcza w okresie złego stanu gospodarki, czasami w ogóle wstrzymywali się od zakupu tkanin. Można więc powiedzieć, że tkacze żyli z dnia na dzień. Szybszy wzrost cen za żywność w porównaniu do stawek za płótno pogrążał tkaczy lnianych jeszcze bardziej. Pracowali więc oni wraz z całymi rodzinami po kilkanaście godzin dziennie. To z kolei powodowało spadek cen za tkaniny, a ponadto rosła konkurencja wyrobów bawełnianych. 

Drugą połowę XVIII wieku zdominował przemysł bawełniany. Tkacze dzierżoniowscy tkali u Fryderyka Sadebecka, w Bielawie pracowali w większości dla Dieriga, a w Pieszycach u fabrykanta Zwanzigera. Pierwszą połowę XIX wieku charakteryzowało wprowadzenie nowej technologii. Wynalezienie maszyny przędzalniczej czy mechanicznego warsztatu tkackiego, a w późniejszym czasie maszyny parowej, spowodowało dramatyczny spadek płac tkaczy ręcznych. 

Jak wyglądało wówczas życie tkaczy. Jeśli mieli szczęście, to sprzedawali swój warsztat i kierowali się do pracy w fabryce. Tam niestety odczuwali na własnej skórze, jak fabrykant bardziej troszczył się o sprawność maszyn niż zatrudnionych ludzi. Praca trwała kilkanaście godzin dziennie. Za wiele zachowań groziła kara regulaminowa (np. za otwieranie okien czy gwizdanie tkacz dziennie tracił część wynagrodzenia). Do pracy przymuszane były dzieci, które często ulegały wypadkom. Obniżki płac spowodowane konkurencją przesuwały pracowników fabryk w sferę skrajnego ubóstwa. Pojawiały się przypadki celowego niszczenia maszyn, za co groziły najwyższe kary. Nienawiść i rozpacz wśród tkaczy wciąż rosła. Nędza doprowadzała ich często do żebractwa i rodzinnych zbrodni. O coraz cięższym położeniu tkaczy sowiogórskich zaczęła donosić prasa. 

Atmosferę rodzącego się buntu można było odczuć już na początku 1844 roku. Tkacze najpierw spotykali się potajemnie, a później jawnie w pobliskich gospodach. Czasami podejmowane były wystąpienia przed fabrykanckimi willami, co przekładało się na aresztowania. Lokalna ludność powtarzała między sobą zwrotki pieśni „Blutgericht” („Krwawy sąd”) nieznanego autorstwa (podobno napisany przez utalentowanego tkacza o nazwisku Macke). Tekst jej opowiadał, z jednej strony, o nędzy i krzywdzie tkaczy, a z drugiej, o wyzysku oraz okrutności fabrykantów. Jedna ze strof brzmiała tak: 

„Wyobraź sobie dolę tą 

i rozpacz tych nędzarzy, 

gdy w domu brak kawałka chleba, 

a litość nic nie znaczy.” 

W poniedziałek, 3 czerwca 1844 roku w Pieszycach pojmany został młody tkacz, Wilhelm Mäder, który z grupą robotników odśpiewał „Krwawy sąd” przed fabryką Zwanzigera. To wydarzenie wywołało jeszcze większy gniew. 4 czerwca do grupy tkaczy dołączyły kobiety i dzieci. Uformowano kolumnę i ruszono przed siebie. Do pochodu co chwilę dołączali inni – robotnicy, rzemieślnicy, służba. Przywódcą stał się Karol Müller, który pokierował grupę do Górnych Pieszyc. Tam zebrały się kolejne osoby i razem zeszli w dół Pieszyc. O trzeciej po południu tkacze dotarli do fabryki Zwanzigera, który początkowo nie traktował tego wystąpienia poważnie. Jednak, gdy w ruch poszły kamienie, a niektórzy przedarli się przez ogród i wtargnęli do środka willi, zuchwały fabrykant skrył się, by później wraz ze swoją rodziną uciec do Świdnicy, a następnie do Wrocławia. Dalej tkacze udali się do pieszyckiej fabryki, gdzie niszczyli pomieszczenia, sprzęty, księgi, tkaniny… Następnie zatrzymali się w dwóch gospodach. Potem znów wrócili do fabryki kontynuować jej dewastację, co trwało do północy. Na miejscu pojawił się starosta dzierżoniowski, któremu nie udało się zatrzymać zdeterminowanych tkaczy. Wysłał on więc do Świdnicy wezwanie o pomoc. 

Kadr z filmu niemego Die Weber z 1927 roku w reżyserii Friedricha Zelnika
Kolejnego dnia, 5 czerwca rano, uzbrojeni w pałki i siekiery tkacze ruszyli pod kolejne pieszyckie fabryki. Dwaj fabrykanci, Fellmann i Hofrichter, wystraszeni pogłoskami o wcześniejszych atakach, hojnie obdarowali przybyłych tkaczy, co uchroniło ich przed powtórzeniem losu Zwanzigera. Kolejnym celem stali się Dierigowie. Tkacze ruszyli do Bielawy. W tym czasie do Pieszyc dotarło wojsko. Pewni siebie tkacze najpierw opanowali fabrykę Hilberta i Andretzkiego. Więcej szczęścia miał Ernst, który zadowolił ich okupem pieniężnym. Następnie tkacze dotarli do Fryderyka Dieriga, któremu towarzyszyli miejscowy sędzia i żandarm. Mimo propozycji finansowej, zdesperowani tkacze wkroczyli do domu fabrykanta, niszcząc urządzenia i zapasy tkanin. Podczas tego natarcia zginął jeden tkacz, a kilku zostało rannych.W tym czasie do obrony przygotowywał się brat Fryderyka, Wilhelm Dierig, właściciel nowoczesnej tkalni żakardowej. Do Bielawy wkroczyło wojsko pod komendą majora Rosenberga. Ani żołnierze, ani tkacze nie byli jednak do siebie nastawieni wrogo. Przeciwnie, pozdrawiali się, robiąc miejsce dla starosty dzierżoniowskiego. Na jego apel odpowiedzieli obietnicą rozejścia się pod warunkiem zwiększenia im zarobków. Przez jakiś czas zapanował spokój, kiedy robotnicy ustawili się w kolejce po gotówkę. Niestety kilku awanturników zmieniło tę sytuację w chaos, a rozjuszony tłum nie reagował już na wezwanie ze strony majora. Padły pierwsze strzały, zginęło pięć osób. Mimo to, tkacze nie przerwali ataku na żołnierzy. Liczba ofiar zwiększyła się, co nadal nie powstrzymało tłumu tkaczy. Wojsko, obrzucane kamieniami, wreszcie wycofało się. Tkacze wrócili, by zdewastować budynki fabryczne oraz mieszkanie Dieriga. 

W nocy z 5 na 6 czerwca do Bielawy ponownie wkroczyło wojsko. Wprowadzony został zakaz gromadzenia się powyżej pięciu osób, zarówno na ulicach jak i w gospodach. Mimo to, tkacze spotykali całymi rodzinami i czasami dochodziło jeszcze do drobnych zamieszek. Ostatecznie powstanie upadło w związku z przewagą militarną wojska i brakiem wsparcia od pozostałych robotników fabrycznych. Parę dni później doszło do aresztowań tkaczy, którzy byli najaktywniejszymi uczestnikami powstania. 8 czerwca odbyły się pogrzeby poległych. Za publikacją Pludry przytaczam ich nazwiska: Joseph Winzig, Friedrich Wolf, August Landek, Franz Schindler, Robert Pohl, Eduard Polensky, Wilhelm Scholz, Wilhelm Langer, Carl Meyer, Johanne Hilbert-Klinghardt, Gottlob Benjamin Anlauff. 

Przebieg śledztwa oraz fragmenty wyroków sądowych na uczestnikach czerwcowego powstania można doczytać w przytaczanej publikacji. 

Czym więc było powstanie tkaczy? Zdania były podzielone. Jedni, w tym władze państwa pruskiego, uważali ten atak za przejaw awanturnictwa i braku moralności. Inni rozmieli to jako wyraz sprzeciwu wobec pogarszających się warunków życia, walkę przeciw wyzyskowi ze strony fabrykantów, buntu przeciwko pysze i chciwości. 

O tym wydarzeniu rozpisywała się ówczesna prasa. Bilans strat był ogromny. Najwięcej szkód ponieśli Dierigowie, a ich firma stanęła na skraju bankructwa. I choć niektórzy uważali, że powstanie tkaczy wcale nie poprawiło ich sytuacji, to po latach podejście fabrykantów do pracowników zmieniło się na lepsze: płace były godziwe, uruchomiono świadczenia socjalne, stawiano domy mieszkalne, itp. 

Powstanie tkaczy odbiło się echem w literaturze europejskiej. Najsłynniejszym dziełem był dramat „Tkacze” Gerharta Hauptmanna („Die Weber”, pierwsze wydanie z 1892 roku w dialekcie śląskim „De Waber”). Autor zadedykował go swojemu ojcu, nawiązując do losów dziadka – biednego tkacza. 

W dniach 3-6 czerwca 1954 roku, w 110. rocznicę powstania tkaczy śląskich, reżyser Teatru Robotniczego przy BZPB im. II Armii WP "Bielbaw", Teodor Mierzeja, wystawił dramat Gerharta Hauptmanna p.t. „Tkacze”. Sztuka spotkała się z pełnym zachwytem ze strony środowiska. 

Wycinek z Krosna (1977, artykuł z okazji XXX-lecia Bielawskiego Teatru Robotniczego)
Ukazane w literaturze i sztuce losy tkaczy sowiogórskich już zawsze kojarzyć będą się z pewną charakterystyką społeczeństwa, relacjami między poszczególnymi grupami społecznymi, gdzie głód i nędza przeciwstawione są luksusowi i pysze. 

oprac. Żona /09.06.2019/

Bielawianie . 2017 Copyright. All rights reserved. Designed by Blogger Template | Free Blogger Templates