Psycholog w Bielbawie
Co kiedyś myślano o psychologach? Sama zdziwiłam się (pozytywnie), kiedy natknęłam się w Krośnie z lat. 60 na artykuł o roli psychologa w ówczesnych zakładach włókienniczych. Nie żebym pomniejszała zasadność tego stanowiska. Jednak, patrząc na dawne nastroje, było to, moim zdaniem, dość odważne przedsięwzięcie. Z drugiej strony, czasy te cechowała pewna tendencja, aby wszystko dobrze wyglądało z zewnątrz. A czy ktoś naprawdę korzystał z pomocy psychologicznej w zakładzie? Tego się teraz nie dowiem.
Na pytanie, jaki cel przyświecał zatrudnieniu psychologa w zakładzie, odnajduję odpowiedź w tekście: „setki lub tysiące pracowników borykają się z problemami, których rozwiązanie na drodze technicznej jest trudne lub wręcz niemożliwe”. Co w takim razie należało do jego zadań? Pomoc we właściwym zorganizowaniu stanowiska pracy, określenie rodzaju zdolności pracowników oraz usuwanie przyczyn konfliktów, ponieważ „tam, gdzie toczy się wojna nerwów, jest z reguły obniżona jakość i ilość produkcji”, a „przebywanie w warunkach ciągłego konfliktu może także doprowadzić do różnego rodzaju nerwic”. Ponadto, zadaniem psychologa było (po przeprowadzeniu szerszych badań psychologicznych) „opracowanie projektu zmian umożliwiających poprawę samopoczucia robotnika i ograniczenie zmęczenia bez uszczerbku dla wielkości produkcji”. To interesujące. Cieszy informacja, że władze zakładu miały również zorganizować działanie poradni psychologicznej, które zakres pracy obejmować miał:
Na pytanie, jaki cel przyświecał zatrudnieniu psychologa w zakładzie, odnajduję odpowiedź w tekście: „setki lub tysiące pracowników borykają się z problemami, których rozwiązanie na drodze technicznej jest trudne lub wręcz niemożliwe”. Co w takim razie należało do jego zadań? Pomoc we właściwym zorganizowaniu stanowiska pracy, określenie rodzaju zdolności pracowników oraz usuwanie przyczyn konfliktów, ponieważ „tam, gdzie toczy się wojna nerwów, jest z reguły obniżona jakość i ilość produkcji”, a „przebywanie w warunkach ciągłego konfliktu może także doprowadzić do różnego rodzaju nerwic”. Ponadto, zadaniem psychologa było (po przeprowadzeniu szerszych badań psychologicznych) „opracowanie projektu zmian umożliwiających poprawę samopoczucia robotnika i ograniczenie zmęczenia bez uszczerbku dla wielkości produkcji”. To interesujące. Cieszy informacja, że władze zakładu miały również zorganizować działanie poradni psychologicznej, które zakres pracy obejmować miał:
- „sprawy wychowawcze, a więc kłopoty z dziećmi i młodzieżą (także określenie rodzaju zdolności);
- problemy seksualne związane z różnego rodzaju zaburzeniami życia płciowego, mającymi często charakter psycho-fizjologiczny;
- zagadnienia zdrowia psychicznego (nerwice, kompleksy, wypaczenia osobowości itp.)”.
Wycinek z Krosna, 1974 r. |
Z kolei w artykule Krosna z grudnia 1974 roku w żartobliwym kąciku Koń by się uśmiał, zamieszczono inne ciekawostki o psychologu w zakładzie. Autor o pseudonimie Turkuć wymyślił sobie ankietę z pytaniem „Co Pan (Pani) sądzi o przydatności psychologa w zakładzie pracy?” Podobno takie oto pojawiły się odpowiedzi:
- „Kadrowiec: Zatrudnienie psychologa potraktowałbym jako interesujący eksperyment. Warto wiedzieć, jakie bydlę w którym człowieku siedzi.
- Prządka zamężna: Ja tam sama jestem najlepszym psychologiem. Gdy usłyszę kroki starego na schodach, od razu wiem, co mu leży na wątrobie: pół litra czy tylko dwa piwa.
- Pracownik transportu wewnętrznego: Może być i psycholog – brak nam właśnie paru wózkarzy.
- Pracownica księgowości: Psycholog? Raczej psychiatra. Dla niektórych koleżanek.
- Stażystka: Powinien być młody, przystojny i nieżonaty. A ile taki facet zarabia?
- Mistrz (powyżej 50): Jak się, panie, nie objedzie człowieka z góry do dołu, to i dziesięciu psychologów nie pomoże
- Obibok: Czy taki ma prawo dać zwolnienie chorobowe?
- Kaowiec: Ja wolałbym parapsychologa – powiedziałby mi, jak „robić kulturę” z duchami, gdy ludzie nie chcą się aktywizować.
- Tkaczka: Gdy postoję 8 godzin w hałasie, a potem jeszcze 2 godziny w kolejce, to już mi żaden psycholog nie jest potrzebny.
- Trener: Wolałbym Żmudę. Pół drużyny leczy kontuzje albo kaca. A psycholog meczu nie wygra.
- Pracownik OWI: Materiału nie dowieźli, a pan mi tu z psychologiem! W strop mam go zabetonować, czy jak? Gdy wszystko będzie grało, to żaden „olog” nie będzie potrzebny do zamydlenia ludziom oczu.”
Oprac. Żona /01.04.2019/