Dziś pragnę nawiązać do pewnej potęgi, dzięki której Bielawa zyskała rozgłos, a jej mieszkańcy życie. 8 sierpnia 1945 roku polska administracja przejęła od przedstawicieli armii radzieckiej zakład, który otrzymał nazwę Państwowego Zarządu Fabryki Wyrobów Bawełnianych w Bielawie. 1 stycznia 1950 roku przedsiębiorstwo przyjęło nazwę: Bielawskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. II Armii Wojska Polskiego, a od 8 grudnia 1973 roku z dopiskiem „Bielbaw”. Ogłoszenie upadłości nastąpiło 15 stycznia 2008 roku. Tego samego roku odeszła moja babcia, związana z zakładem przez całe swoje życie zawodowe. Bielbaw umierał po cichu, by dziś zostawić po sobie wstydliwe ruiny pamięci o losach tysięcy bielawian… Na szczęście w bibliotece można obejrzeć Krosno – czasopismo włókniarzy ZPB, które stanowi nieocenioną wartość minionego czasu, można wybrać się do Bielawskiej Placówki Muzealnej, można również przeczytać książkę Krzysztofa Pludry „Bielawskiej bawełny blaski i cienie”, a może w niedalekiej przyszłości powstanie, z rzewną nadzieją oczekiwane, Muzeum Włókiennictwa w Bielawie.

Z jednej strony czekałam na ten wpis z upragnieniem, z drugiej strony pojawiają się trudne emocje. Często dzieje się tak w sytuacji, która nie jest dla nas do końca jasna. Moje subiektywne odczucia nie mają na celu przeważanie którejś z szali. Dla jednych Bielbaw kojarzy się ze stabilnością i bezpieczeństwem,  dla innych z nadludzką pracą i wykończeniem. Dla mnie Bielbaw to pewne pamiątki i nieodkryte historie. Mam osobisty sentyment do tego miejsca, dlatego że pracowali tam moi przodkowie m.in. prababcia, pradziadek i babcia. Do dziś odszukuję i składam kawałki historii, by uszanować, zrozumieć i przyjąć… „Jeśli nie znasz swojej historii, to nie wiesz tak naprawdę nic. Jesteś liściem, który nie wie, że jest częścią drzewa.” (M. C.)

Bielawa teraz i chwilę temu w naszej interpretacji, widok na Bielbaw z Jeziora Bielawskiego
Pocztówka ze zbiorów T. Łazowskiego i współczesne zdjęcie z 2018 roku

inny świat
zza kilku chmur
przywianych tu po czasie
przez nierozsądny wiatr
wdziera się zamiast blasku
mrok wypłowiały tak
że mylić go można z morą*
do dziś niewyjaśnioną…

trudno jest mu przyznać rację
chociaż okiem widzi więcej
deszczem nie poskąpi wcale
zmyje ich strudzone ręce

i choć w pomyślunku świeży
to na opak idzie trwale
w coś w co pokorniutko wierzy
wkłada troski okazale

mówią na niego szalony wiatr
wiaterek, zefirek, powiewek
wietrzysko, zawieja, huragan
chuligan, porywisty popapraniec
chryja, kipisz, zamieszanie

w kajdany tępo spętany
zakutych uczuć pomruk
smęty nad wszystkimi smętnościami
cisza… palcem wskazał Bóg

na horyzoncie płycizna
w powietrzu upragniony bezruch
odporna na jęki martwota
bezwstydny pogody duch

oklepana historyjka
dyrdymałki jakiś truizm
gap za gapiem się potyka
żelazny tumiwisizm**
Weronika Karwacka


*mora – mrzeć, śmierć, morowe powietrze – zaraza
**tumiwisizm – lekceważąca postawa wobec wszystkiego


Może ktoś rozpozna moją babcię i będzie chciał się ze mną skontaktować? Do Waszej interpretacji pozostawiam swój wiersz i fotografię Męża (o początkach serii łączenia starych i nowych zdjęć można przeczytać tu).

Babcia Helena, samodzielny referent w przędzalni średnioprzędnej w latach 1951-1988,
na zdjęciu oraz na wycinku z "Krosna" z roku 1985

oprac. Żona /01.12.2018/

Bielawianie . 2017 Copyright. All rights reserved. Designed by Blogger Template | Free Blogger Templates